Grundarfjörður – Berserkjahraun
Dzisiaj mamy w palnie zwiedzenie półwyspu Snæfellsnes. Z kempingu przejeżdżamy drogą 54 na parking pod wodospadem Bjarnarfoss położony na południowej stronie półwyspu. Dalej postanawiamy zwiedzać na rowerach, bo paliwo drogie, oj drogie. Za to prąd i parę w nogach mamy za free.


Ruszamy drogą na zachód. Pierwszy postój robimy przy czarnym kościółku Búðakirkja, który doskonale kontrastuje z otaczającym go krajobrazem.

Po pokonaniu kilkunastu kilometrów czeka nas kolejna atrakcja – szczelina skalna Raudfeldsgja. Jest ona bardzo wąska tak, że wyciągając ramiona można dotknąć ścian. Dnem płynie strumień. Atrakcją jest przejście chociaż kilkadziesiąt metrów dnem i po ścianach rozpadliny tak aby nie zmoczyć butów. Gdy docieramy do niedużego wodospadu na który trzeba wspiąć się po linie stwierdzamy, że nie mamy ochoty się zamoczyć i wracamy. Gdy wychodzimy stwierdzam, że telefon, który miałem w kieszeni uległ zniszczeniu. Musiałem docisnąć go niechcący do skały i pękł wyświetlacz tak, że przestał działać 🙁




Jedziemy dalej do wioski Arnarstapi położonej na klifowym wybrzeżu. Oglądamy tu różne formy wyrzeźbione przez ocean w granitowych skałach. Obserwujemy też licznie gniazdujące na klifach ptaki.



Pokonujemy kolejne kilometry na zachód do Lóndrangar czyli dwóch bazaltowych filarów stojących na klifie. Jak głosi legenda są to zmienione w skałę trolle, jak zresztą większość takich skał na Islandii.


Po kilku kilometrach dojeżdżamy do zatoki Dritvik z ciemnymi klifami i czarnym piaskiem. Atrakcją są tu rozrzucone na piasku szczątki angielskiego trawlera, który rozbił się tu w 1948 roku. Katastrofę przeżyło tylko pięciu z dziewiętnastu marynarzy. To ostatnia atrakcja naszej wycieczki rowerowej.


Wracamy szosą do kampera. W sumie nakręciliśmy 73 kilometry. To jednak nie koniec atrakcji na dzisiaj. Kamperem jedziemy na wschód do plaży Ytri Tunga. Jest to jedno z lepszych miejsc na Islandii do obserwacji fok. Oglądamy tutaj wygrzewające się w słońcu foki, jak i baraszkujące w wodzie. Wchodząc na skały trzeba uważać na pływy, bo można nie wrócić suchą nogą.


To już ostatnia atrakcja tego długiego dnia. Przejeżdżamy drogami 54 i 56 do pola lawy Berserkjahraun, gdzie w zatoczce pomiędzy bryłami lawy zostajemy na noc.


Nabieram ponownie apetytu. Jakby udało się skutecznie wyleczyć kolano, to kto wie…
Niestety na zabieg „pójdzie” pól biletu promowego – taka służba zdrowia.
Moje kolana też już wymagają ortez 🙁 Można jednak tak zaplanować trasę, że da się dużo zobaczyć prawie bez wychodzenia z kampera. Życzę Ci wyleczenia kolana i mam nadzieję, że przeczytam kiedyś Twoją relację z Islandii…
P.S. Wędkę mam, ale wiciąż albo nie mam czasu na łwienie, albo nie mogę znaleźć odpowiedniego miejsca.
Machaj wędą, ryby będą 🙂