Dzisiaj nie zwracamy uwagi na prognozy, które zresztą są dobre. Po śniadaniu jedziemy do Porto Moniz. Wiemy już, że google maps nie widzi jednego tunelu i prowadzi starą ER101. Raz można się tak przejechać i zaliczyć punkty widokowe, ale jak się jedzie kolejny raz to trzeba pilnować się drogowskazów. Zaoszczędzi nam to 6 km jazdy krętą drogą. W Porto Moniz zatrzymujemy się na sporym bezpłatnym parkingu z toaletami i idziemy zobaczyć naturalne baseny.


Ja mam w planie kąpiel ponieważ słońce fajnie grzeje. Dostaję jednak informację z bazy paraglidngowej, że są warunki pogodowe i możliwy jest lot w tandemie. Porzucamy więc Porto Moniz i przejeżdżamy na drugą stronę wyspy w okolice Arco da Calheta, gdzie znajduje się lądowisko. Na miejscu okazuje się, że przyjmuje nas miła Polka, która wszystko wyjaśnia i odpowiada na moje pytania. Po chwili oczekiwania dostaję kask i uprząż. Wraz z pilotem stajemy na skrawku trawnika przy krawędzi klifu. Robimy kilka kroków i już jesteśmy w powietrzu. Wrażeń nie da się opisać. Trzeba tego spróbować. Zawsze o tym marzyłem i pomyślałem – gdzie jak nie na Maderze. Po około 20 minutowym locie wracamy na miejsce startu. Lądownie jest mniej przyjemne niż start, ale się udało. Koszt lotu to 125 euro. Płatne tylko gotówką po locie.







Chwila odpoczynku na ławeczce w bazie i wracamy do Porto Moniz. Po drodze zatrzymujemy się w Fanal zobaczyć las w słonecznej pogodzie. Robimy niedługi spacer między drzewami i wspinamy się na pobliskie wzgórze. Las prezentuje się zupełnie inaczej. Mi bardziej podobała się ta mroczna i tajemnicza wersja we mgle.







Zjeżdżamy w dół do Porto Moniz i kończymy oglądanie naturalnych basenów. Pomimo, że słońce schowało się już za górę to nie odpuszczam. Przebieram się w piankę i wchodzę do wody. Fajnie pływa się na spokojnej wodzie w labiryncie ze skał z widokiem na rozbijające się o brzeg fale.


Dzień zbliża się ku końcowi. Wracamy więc do Santany, pamiętając o zgubionym przez google maps tunelu.