Dragnag (4700 m n.p.m.) – Gokyo (4750 m n.p.m.)
Tradycyjnie budzik budzi mnie o 5:30. Jakoś nie chce mi się wychodzić z ciepłego śpiwora. Odczuwam lekkie zniechęcenie. Przy śniadaniu Joanna przyznaje, że też przechodzi kryzys. Cóż, nikt nie mówił, że będzie łatwo. Zbieramy się i ruszamy do Gokyo. Początkowo szlak przyjemnie biegnie dolinką, ale gdy dobiega do jej zbocza, rozpoczyna się wspinaczka.



Gdy osiągamy grzbiet naszym oczom ukazuje się kolejna dolina, ale o jakże innym krajobrazie. Wypełnia ją najdłuższy lodowiec w Nepalu. Nie wygląda on jednak jak tradycyjne lodowce w Norwegii, Szwajcarii, czy nawet ten wczorajszy. Jest to jedna wielka mieszanina skał i żwiru, które prawdopodobnie lód wyrwał że zboczy doliny. Oczywiście jest też dużo szarego lodu i jeziorek.




Aby dostać się do Gokyo musimy przejść po lodowcu. Szlak, oznaczony białymi chorągiewkami, wije się między lodowymi wydmami po niekończącej się kamienno-żwirowej pustyni. Trzeba być ostrożnym, bo łatwo zgubić ścieżkę, która nie jest zbyt dobrze oznakowana. Tym razem nie potrzebujemy raczków na buty.





Pokonanie lodowca zajmuje nam około 2 godzin. Następnie wspinamy się na zbocze doliny i schodzimy po drugiej stronie. Po niedługim marszu ukazuje nam wioska Gokyo przepięknie położona nad turkusowym jeziorem.



Gdy nasycimy oczy widokiem, schodzimy do miejscowości i na nocleg wybieramy Gokyo Namaste. Pokój kosztuje 500 RPN. Jeśli mamy szczęście, możemy dostać pokój z widokiem na jezioro, tak jak Joanna i Marcin, albo pokój z rurą kominową dającą ciepełko, tak jak ja 🙂 W hotelu jest pralka i nawet suszarka do włosów (działająca!), a Pan z obsługi zna kilka polskich wyrazów: „dzień dobry”, „dobre”, „cześć”.





Jednak to nie koniec na dzisiaj. Chwilę odpoczywamy, posilamy się i ruszamy na pobliską górę Gokyo Ri. Przechodzimy po grobli na drugą stronę rzeki i dalej wspinamy się po zboczu góry.



Pokonujemy 500 metrów w pionie i stajemy na szczycie. Widoki wynagradzają cały wysiłek.










Czekamy, aż słońce się zniży i może podświetli chmury wypełniające dolinę. Nagle pojawia się widmo Brockenu. Zrobiło się późno. W błyskawicznym tempie schodzimy na dół, a i tak końcówkę szlaku pokonujemy po ciemku. W hotelu wykupujemy dostęp do internetu – 1000 RPN za 24h. Drogo, ale to jedyna opcja, aby skontaktować się z rodziną i uzupełnić relacje.