Popova Kula-Posidi (Kassandra)
Po deszczowej nocy wita nas… deszczowy ranek. Wciąż pada mniej lub więcej. Po śniadaniu korzystając, że deszcz zelżał idziemy do winnicy gdzie znajduje się sklepik z winami. Ceny zaczynają się od 240 MKD, a kończą na grubo ponad 1000 MKD za butelkę. Są też fajne zestawy firmowe zapakowane w kartoniki idealne na upominek z podróży. Można płacić kartą.





Wracając do kampera zaobserwowaliśmy na skarpie przy parkingu nową warstwę geologiczną – warstwę śmieci.

Zbieramy się i ruszamy w dalszą drogę. Zaraz po wyjechaniu na główną drogę policja kieruje nas na kilkukilometrowy objazd. Jedziemy w korku wąską drogą mijając się z tirami na lusterka. W końcu docieramy z powrotem na główną drogę. Powodem objazdu okazał się dosyć poważny wypadek. Już do samej granicy nie ma w zasadzie autostrady bo tam gdzie ona powinna być jest w remoncie i ruch odbywa się jedną nitką dwukierunkowo. Na ostatnim zjeździe przed granicą zjeżdżamy do miasteczka. Chcemy znaleźć jakiś market i pójść na zakupy, ale niestety pod marketem nie dało się zaparkować więc odpuszczamy. Na wyjeździe z miasteczka tankujemy paliwo do pełna. Cena nie zmienna na wszystkich stacjach w Macedonii – 47 MKD. Wracamy na główną drogę i po chwili jesteśmy na granicy. Czekamy na odprawę ok. 30 minut. Grecki celnik bardzo zainteresował się naszym kamperem. Pytał ile taki kosztuje. Na koniec skwitował, że bardzo fajny.

Zaraz za granicą zjeżdżamy z autostrady i drogą równoległą przejeżdżamy około 30 km. Deszcz cały czas pada. Zatrzymujemy się na przydrożnej zatoczce. Włączamy telefony. Dzwonię do eler1 i ustalam, że są na Kassandrze w miejscu z ukrytym w trzcinach kranikiem z wodą. U nich niestety też pada. Nie zastanawiamy się długo. Wbijam współrzędne w GPS, kupujemy na straganie obok którego się zatrzymaliśmy arbuza (0.30€/kg) i ruszamy dalej. Saloniki mijamy obwodnicą i dalej wygodną drogą szybkiego ruchu docieramy na Kassandrę. Po zjechaniu z głównej drogi boczne lokalne drogi są podtopione. Poboczami płynie rzeka. W pewnym momencie mijamy na drodze świeżo oderwany głaz z urwiska. Z drogi asfaltowej skręcamy w żwirówkę i tutaj mamy problem bo droga prowadzi przez liczne jeziora. Zatrzymujemy się i na nogach idę obadać teren. Brodzę w wodzie do kostek, ale dno na szczęście jest kamieniste i twarde. Docieram do miejsca postoju załóg eler1 i krzysmoc. Stoją na błotnistym parkingu przytuleni do siebie jak dwie zmokłe kury. Najbardziej niepokoi mnie ostatnie jeziorko gdzie woda sięga do połowy łydki, a dno wydaje się bardziej grząskie. Podejmuję decyzję – próbujemy przejechać. Pierwsze jeziorka pokonujemy bez problemu, przed ostatnim biorę rozpęd i niczym amfibia przejeżdżamy na błotnisty parking.


Stajemy na górce przy wyjściu na plażę. Tu jest mniej błota. Po kilku minutach deszcz przestaje padać. Korzystając z tej „poprawy” pogody spotykamy się wszyscy na plaży i osuszamy dwie butelki węgierskiego winka oraz próbujemy przepysznej nalewki.

Deszcz cały wieczór już nie padał i mamy nadzieję, że tak zostanie.
N 39.958364 E 23.363972 (N 39°57’30.11” E 023°21’50.29”) – parking przy plaży, śmietnik, kranik z wodą ukryty w trzcinach
Za naukowe podejście i odkrycie „nowej warstwy geologicznej” czytaj ekologicznej… piwko.