Agios Nikolas – Afitos
Po śniadaniu wybieramy się na spacer w drugą stronę niż wczoraj. Wychodzimy z wioski główną drogą i za studnią skręcamy w prawo w dróżkę prowadzącą przez gaj oliwny. W studni jest woda, ale potrzebne jest wiadro i lina aby jej nabrać. Drogą wspinamy się na wzgórze osiągając jego szczyt na którym również jest betonowy słupek. Z drogi roztacza się widok na „naszą” zatoczkę oraz marinę po drugiej stronie wzgórza. Następnie droga sprowadza nas w dół do asfaltu, którym wracamy do wioski.





Wracając odkrywam kranik z wodą w wyglądającym na opuszczony białym domu przy samej plaży. Eksplorując teren słyszę rozpaczliwe miałczenie. W zaroślach znajdujemy samotnego płaczącego kociaka. Moja żona kociara zabiera go do obozu. Kociak jest w rozpaczliwym stanie. Karmimy go śmietanką. Żona wyłuskuje z jego sierści kilkadziesiąt pcheł, które jadły go żywcem.

Kociak czując ulgę uspakaja się i zasypia. Niestety nie mamy możliwości zabrać go. Robimy mu posłanie w pustej skrzynce i odstawiamy w pobliże miejsca gdzie go znaleźliśmy. Może znajdzie się jego mama. Kociak śpi jak zabity. Ponieważ pozostałe załogi planują nocować na kempingu my postanawiamy po obiedzie ruszyć w dalszą drogę i poszukać dogodnego miejsca na nocleg. Żegnamy się załogami Eler1 oraz Krzysmoc i pokonując 8 km krętej drogi docieramy do głównej szosy. Tam w miejscowości Poliouri ponownie odwiedzamy market i zakupujemy solidnego arbuza po 0.19€/kg. Następnie jedziemy główną drogą prowadzącą przez liczne przybrzeżne miejscowości. Tak docieramy do miasteczka Afitos gdzie mamy do sprawdzenia miejscówkę przy plaży. Miasteczko położone jest na klifie. Aby dostać się do morza musimy wąskimi uliczkami przecisnąć się przez miejscowość. Na szczęście trafiamy przed sobą samochód dostawczy, który toruje nam drogę. Dalej asfaltową drogą w dół zjeżdżamy do plaży. Są tu zacienione parkingi zastawione osobówkami. Jedziemy kawałek dalej i docieramy do miejscówki nad samym morzem. Co prawda nie ma cienia, ale jest już popołudnie, słońce się zniża i nasz kamper robi za parasol rzucając cień na pół plaży. Jest tu piaszczysta plaża z krystalicznie czystą wodą. Na pobliskim trawiastym placyku z palmami ukryte są hydranty z wodą. Zażywamy kąpieli gdy nagle zdarza się nieoczekiwany pokaz. W pobliże przypływa stado delfinów dając show powietrznych akrobacji. Zupełnie jak w jakimś aquaparku.



Gdy robi się wieczór i temperatura trochę spada idziemy na spacer. Zaraz po drugiej stronie asfaltowej drogi są schodki prowadzące na górę klifu. Po pokonaniu kilku schodków dochodzimy do malutkiego kościółka przy którym również jest kran z wodą. Wspinamy się dalej. Przecinamy drogę, którą zjeżdżaliśmy kamperem i docieramy do miejscowości. Z samej góry roztacza się ładny widok na plażę, sąsiedni paluch i… naszego kamperka.

Miasteczko jest bardzo urokliwe. Pełno tu kamiennych uliczek, restauracji, straganów i sklepików z pamiątkami. Oczywiście odwiedzamy lodziarnię (kulka lodów – 1.40€, mały soft ice – 1.30€). Spacerujemy uliczkami i oglądamy stragany i wystawy sklepików.



Potem robimy sobie spacer do Lidla położonego przy głównej drodze na wjeździe do miejscowości od strony Salonik. Wracamy już po ciemku. Oświetlone miasteczko ma jeszcze większy urok.


Schodkami (uwaga schodki nie oświetlone – dobrze mieć jakąś latarkę lub przynajmniej telefon komórkowy z latarką) wracamy do kampera. Wieczór jest bardzo ciepły. Najcieplejszy z dotychczasowych. Otwieramy wszystkie okna w kamperze żeby go przewietrzyć, a sami jemy kolację na plaży. Nagle widzimy błysk i słyszymy huk. W tawernie obok robią pokaz sztucznych ogni. Tym zaskakujący akcentem kończymy ten pełen wrażeń dzień.
N 40.101132 E 23.439710 (N 40°06’04.07” E 023°26’22.95”) – Afitos, miejsce przy samej plaży, ale bez cienia. Obok parkingi z cieniem trochę dalej od plaży i w ciągu dnia zastawione osobówkami. Na trawiastym placyku z palmami hydrant z wodą. Przy pobliskim kościółku po drugiej stronie drogi również kranik z wodą. Niestety brak toi-toi czy innych możliwości wyprowadzenia kota.