Lobuche (4930 m n.p.m.) – Gorak Shep (5150 m n.p.m.)
Pobudka o 5:30. Pamiętając doświadczenia z zeszłorocznego wyjazdu, obawiałem się nocy na takiej wysokości. Jednak nie było tak źle. Na wszelki wypadek wziąłem Opokan, żeby boląca głowa nie zepsuła mi spania. Oczywiście budziłem się wielokrotnie, ale postanowiłam nie sprawdzać, która jest godzina. Skupiałem się na oddychaniu i ponownie zasypiałem. O dziwo, pomimo -3,5 stopnia na zewnątrz w pokoju mamy 11 stopni. Śniadanie zjadamy o 6:00, a o 7:00 ruszamy do Gorak Shep. Początkowo podążamy płaską, kamienistą doliną. Trochę marzną palce u rąk, ale nie chce mi się wyciągać rękawiczek z plecaka. Wyjdzie słońce zza gór to się ociepli. I tak się dzieje.



Po godzinie wędrówki docieramy do zbocza zamykającego dolinę. Musimy się na nie wspiąć stromą, krętą ścieżką. Dalej szlak prowadzi wąską ścieżką przyklejoną do zbocza. Jest bardzo duży ruch dzisiaj. Konieczność wymijania się na ścieżce powoduje zatory, ale po kolejnej godzinie marszu docieramy do Gorak Shep.









Przejście z Lobuche zajęło nam 2 godziny i 20 minut. Zatrzymujemy się w Yeti Resort. Pokój kosztuje 1000 RPN.




Chwilę odpoczywamy i zastanawiamy się gdzie iść, do Base Camp czy na Kala Patthar. Większość robi tak, że idzie do BC, a następnego dnia o 3:00 rano po ciemku na wschód słońca na Kala Patthar. Trochę wydaje się to szalone – iść po ciemku, w mrozie i w tłoku. Przerabialiśmy wschód słońca w zeszłym roku na Poon Hill. Korzystając z pięknej pogody postanawiam iść dzisiaj na Kala Patthar. Ja ruszam pierwszy, a Joanna i Marcin jeszcze się zastanawiają. Wyruszam o 11:00 i po 2,5 godzinnej męczącej wspinaczce dochodzę na szczyt. Pod koniec podejścia muszę pokonywać łachy śniegu.




Decyzja była idealna, bo akurat grupa schodzi i mam Kalla Patthar przez godzinę dla siebie 🙂 Pogoda cudowna. Wygrzewam się w słońcu, podziwiam widoki i oczywiście zjadam paczkę ciasteczek kokosowych









Po godzinie docierają inni turyści w tym Joanna i Marcin. Spędzamy jeszcze chwilę razem i ruszam w drogę powrotną. Zejście zajmuje godzinę. Cała wyprawa zajęła mi 5 godzin razem z czasem spędzonym na szczycie. To był magiczny czas.