Przejdź do treści
Strona główna » Islandia dzień 42 01.08.2022

Islandia dzień 42 01.08.2022

Stuðlagil – Skúmhöttur

Wczorajszy kanion był ostatnią zaznaczoną na naszej mapie atrakcją. Ponieważ do promu mamy jeszcze trzy dni, postanawiamy spędzić czas aktywnie, bo potem będą dni siedzenia. Znajdujemy w internecie trekking na szczyt Skúmhöttur (1229 m n.p.m.). Postanawiamy go zaliczyć. W tym celu przejeżdżamy do miasta Egilsstaðir zamykając tym samym pętlę wokół Islandii, która wyniosła ok. 4000 km. Następnie znaną nam już z pierwszego dnia pobytu drogą 95 jedziemy 20 km na południe do początku szlaku. Szlak to może za duże słowo, bo jedynym oznaczeniem jest tablica informacyjna na początku z opisem trasy. Dalej nie ma żadnych oznaczeń trzeba radzić sobie samemu. My na szczęście pobraliśmy zapis trasy i zaimportowaliśmy do naszej ulubionej aplikacji z mapami – Locus. Początkowo ścieżka jest dosyć dobrze widoczna, ale szybko znika w sięgających powyżej pasa łubinach. Przedzieramy się przez chaszcze, a potem wzdłuż strumienia wspinamy się na zbocze góry. Dalej trasa prowadzi grzbietem góry. Widoki są piękne. Idziemy wśród różnokolorowych gór od zielonych po bursztynowe.

Końcowy odcinek jest bardzo stromy, a podłoże sypkie. Pod górę jakoś dajemy radę, ale z góry łatwo nie będzie. Potem jeszcze przełęcz i podejście na szczyt. Pogoda trochę się załamuje. Nachodzą chmury. Czekamy chwilę czy wiatr je przewieje, bo czubek zniknął we mgle. Jednak po chwili ponownie go widać. Przeprowadzamy atak na szczyt. Na wierzchołku znajdujemy skrytkę z pieczątką i książeczką do której można się wpisać. Niestety widoków zbytnio nie ma, bo południowa strona jest cała pokryta chmurami. 1229 metrów wydaje się nie wysokim szczytem, ale biorąc pod uwagę, że wyruszyliśmy z 147 m n.p.m. to jest ponad kilometr przewyższenia.

Schodzić zaczynamy w padającym śniegu. Przed najstromszym odcinkiem przypominam sobie, że mam w plecaku raczki. Zakładamy je i dzięki temu zejście jest w miarę komfortowe. Przynajmniej nogi mają jako takie zaczepienie. Dalszą trasę pokonujemy w lekko padającym deszczu. Przedzieramy się przez mokre chaszcze co przemacza nas do majtek. W butach chlupie woda. Mokrzy, zmarznięci i zmęczeni docieramy w końcu do kampera.

To dopiero była przygoda! Nie mamy siły już nigdzie się ruszać zresztą i tak zrobił się wieczór. Zostajemy tu na noc.

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments