Thamo (3450 m n.p.m.) – Monjo (2835 m n.p.m.)
Budzę się rano z uczuciem rozpulchnonego gardła. Aplikuję sobie na przemian Herbitusin i Tantum Verde. Po śniadaniu ruszamy na szlak. Opuszczamy Thamo i podążamy w dół doliny.



Po dwóch godzinach marszu docieramy do lądowiska dla helikopterów. Akurat mamy szczęście, bo możemy obserwować lądowanie i start jednego z nich.



Zaraz za lądowiskiem pokazuje się nam Namche Bazar. Schodzimy po schodkach do miasta, zamykając tym samym pętlę i wracając na główny szlak Everest Base Camp.



Kręcimy się trochę po uliczkach, ale ceny tutaj są mocno naciągane pod turystów. Wychodzimy przez bramę miasta i kilkset metrów za nią zatrzymujemy się w jednej z restauracji. Tutaj ceny znacznie bardziej przystępne. Posilamy się i ruszamy w dół znanym nam już szlakiem. Przechodzimy przez Hilary Bridge.



Za mostem idziemy dolną ścieżką (w tamtą stronę szedłem górną), która okazuje się częściowo pozarywana i trzeba te osuwiska obchodzić wspinając się na strome zbocze, a potem wracając na dół. Niezbyt mi się to podoba. Wydaje mi się, że prościej byłoby iść górną drogą. Chociaż, ze względu na mój dzisiejszy dyskomfort fizyczny (gardło), wszystko mi nie pasuje. W słońcu za ciepło, w cieniu za zimno 🙂 To może i moja ocena dolnej drogi jest wypaczona.


Tak docieramy do Jorsale, w którym nocowaliśmy idąc w tamtą stronę. W sumie to moglibyśmy nocować i teraz, bo zbliża się 17:00 i niedługo będzie zachód, ale postanawiamy podejść jeszcze do pobliskiego Monjo. Na początku wioski znajduje się check post, w którym rejestrujemy nasz powrót. Wchodzimy do Monjo rozglądając się za noclegiem. Zupełnie nie wiemy dlaczego, ale naszą uwagę przyciąga jeden z budynków. Jest to Mountain View Lodge.Od razu jesteśmy zaproszeni do środka przez gospodarzy. Dostajemy dwa pokoje z własną toaletą za 1000 RPN jeden. W pokojach są również gniazdka elektryczne, a ciepły prysznic jest wliczony w cenę. Dostępne jest dobrze działające WiFi za 200 RPN. Jedzenie gospodyni przyrządza z warzyw uprawianych we własnej szklarni i ogrodzie i jest pyszne. W jadalni napalone w piecu wieczorem i rano.




Dodatkową atrakcją jest to, że gospodarz zdobył pięć ośmiotysięczników i tylko Mount Everest z tlenem, o czym informują zdjęcia znajdujące się na ścianie w jadalni. Macie zatem szansę osobiscie poznać zdobywcę najwyższej góry Świata. Z czystym sumieniem polecam ten nocleg.