Porto Katsiki
Rano za przykładem włoskich kamperów przestawiamy się na dalszy parking gdzie jest trochę drzewek i jest szansa na cień po południu. Około 8:00 zaczynają pojawiać się pierwsze osobówki. Dojeżdża też jeszcze kilka kamperów (wszystkie włoskie) i przytulają się tam gdzie my. Około 10:00 przychodzi Pan parkingowy i kasuje opłatę 10€ za postój do 10:00 następnego dnia. Zbieramy się i schodzimy po schodkach na słynną plażę. Trzeba przyznanć, że plaża jest fajna. Kamyczkowa z turkusową wodą. My aby uniknąć tłumów idziemy w najdalszy jej kraniec. Dla nas wielką zaletą było to, że do 15:00 można było schować się w naturalnym cieniu rzucanym przez skałę. Dla mnie to super rozwiązanie gdyż uwielbiam „opalać się” w cieniu. Nawet zdjąłem koszulkę. Czas mija nam na eksplorowaniu okolicy. Wpław odkrywamy liczne jaskinie i podwodne skały, a nawet niedostępną z lądu bezludną plażę.





Po 15:00 niestety nie ma już cienia i pozostaje jedynie parasol i woda do ochłody. Wytrzymujemy tak jeszcze 2.5 godziny i wracamy do kampera. Zmiana parkingu okazała się strzałem w dziesiątkę, bo dzięki temu po powrocie mamy cień i daje się wytrzymać. Tuż przed zachodem słońca przestawiamy kampera w poprzednie miejsce żeby mieć widoki. Po jakimś czasie w nasze ślady idą Włosi. Wszyscy rozstawiamy stoliki i krzesełka przy barierce parkingu i robi się prawie jak na kempingu. Obserwujemy zachód słońca, który nie był zbyt spektakularny, a po niedługim czasie oglądamy wcale nie gorszy wschód księżyca.

Tak mija nam ten ciepły wieczór.