Rovaniemi-Nordkap
Puk, puk, puk. Stuka deszcz o dach kampera. Taką pogodą wita nas kolejny ranek. Cóż nie ma wyjścia. Parasolki w dłoń i idziemy na audiencję do Świętego Mikołaja. W wiosce jeszcze pusto nie musimy więc długo czekać na spotkanie. Wymieniamy kilka uprzejmości ze Świętym, robią nam wspólne zdjęcie i idziemy dalej. Przy wyjściu można zakupić fotografię – 1 sztuka 30€ lub za pobranie w wersji cyfrowej wszystkich materiałów (zdjęcia+filmik) 40€. Odwiedzamy też pocztę Świętego Mikołaja gdzie uwijają się elfy. Wrażenie robi list od polskich dzieci napisany na kawałku brzozowej kory.



Przed wyruszeniem w dalszą drogę zajeżdżamy na stację paliw i tankujemy do pełna. Okazuje się to dobrym pomysłem, bo dalej jest już tylko drożej. Coż skoro pada to nie mamy nic innego do roboty jak tylko jechać. Jedziemy więc i jedziemy, a deszcz jak padał tak pada. Wieczorem wjeżdżamy do Norwegii, ale jeszcze tankujemy przed samą granicą. Krajobraz robi się coraz bardziej dziki. Mijamy stada reniferów.



Widoki coraz piękniejsze. Gdyby nie ten deszcz … ale ale w oddali widzimy pas błękitnego nieba. Wstępuje w nas nadzieja. Czy to możliwe? Tak możliwe. Po kilkudziesięciu kilometrach jedziemy już w pełnym słońcu mimo, że jest prawie 23:00. Tak docieramy do najdalej położonego na północ miast Europy Honningsvag. Parkujemy i idziemy na spacer. Miasto skąpane jest w promieniach słońca i mimo późnej pory tętni życiem. Otwarte są sklepy z pamiątkami, pub, a wszędzie pełno turystów.



Gdy wracamy do kampera jest już po północy. Na przylądek północny mamy ok. 30 km. Już niedaleko więc jedziemy. Widoki są nieziemskie. Słońce wiszące nisko na niebie i chmury snujące się po drodze. Jak w bajce. Docieramy do końca drogi. Dalej na północ jechać już się nie da, a sam przylądek ukryty jest w gęstej mgle.

Pan w okienku na wjeździe żąda od nas 880 koron. Krótka narada i stwierdzamy, że nie warto tyle płacić za zdjęcie z globusem. Na przylądek dotarliśmy. Może jutro jak pogoda się nie załamie pójdziemy na prawdziwy najdalej wysunięty na północ punkt – Knivskjelodden, a może namyślimy się i wrócimy jak nie będzie mgły. Któż to wie. Wracamy i po pięciu kilometrach stajemy na noc, a raczej na dzień polarny, na parkingu przy początku szlaku.
N 69.465202 E 25.475401 – serwis, zrzut, woda wszystko za free
N 71.121881 E 25.707334 – Parking przy początku szlaku na Knivskjelodden
Też bym nie dał 880kr.
„Magia” kosztuje. A swoją drogą, taką kwotę tyle razy w życiu się wydało głupiej. Ja byłem i nie żałuję. Fakt- pogodę miałem cudowną.
Ja też kiedyś byłem tylko wtedy zapłaciliśmy 370NOK. Też nie żałuję, ale 880NOK to lekka przesada za kawałek klepiska, które i tak nie jest najdalszym punktem Europy. Tak naprawdę przylądek lepiej wygląda z Knivskjelodden niż jak się na nim jest. Kto co lubi. Nam się wydaje, że można lepiej spożytkować tę kwotę.
Za 880 można bilet na Spitsbergen kupić. Co prawda nie kamperem ale o wiele ciekawiej niż na Nordkapp. Byłem polecam. Dla mnie Norwegia kończy się na Lofotach
Kasa to jedno, pytanie czy kiedyś tam jeszcze się czlowiek zjawi?
Dobra widzę, że się wywiązała dyskusja na ten temat. Przyznam się Wam do czegoś. Wyczytałem w aplikacji park4night, że rano nie ma nikogo na bramkach i szlabany są otwarte. Zajechaliśmy tam więc wczoraj z samego rana około 7:00 i rzeczywiście parking był otwarty. Zwiedziliśmy centrum, które o dziwo było otwarte, zrobiliśmy fotki i pojechaliśmy. Zajęło nam to pół godziny. Wiem nie ma się czym chwalić, ale gdyby wprowadzili opłatę za wjazd na godzinę nawet za 100 NOK to nie byłoby potrzeby kombinowania.
Brawo za szczerość. Jak szlabany były otwarte i nie było komu zapłacić to OK.
” Kto rano wstaje temu…”
I co ? Miało być oglądanie Was pod globusem ; machanie do kamery i co ?
Tu Ci pomacham 🙂